Kolejny raz braliśmy udział w realizacji imprezy Urban Wave, tym razem był to wielki koncert w hali ludowej we Wrocławiu. Była to kolejna odsłona słynnej na cały świat imprezy GODS KITCHEN.
Naszą częścią na imprezie było zaaranżowanie multimedialne w strefie Vip, strefie Camel, oraz Vip bar w strefie wewnętrznej.
A oto relacja luukashek’a z portalu Technoparty.pl:
Minionej nocy już po raz drugi otworzyły się wrota kuchni bogów. Kilka tysięcy śmiałków z całej polski przybyło tłumnie do wrocławskiej hali stulecia na prawdziwą muzyczną ucztę. Jak to zwykle bywa apetyt rósł w miarę jedzenia. W moim przypadku przygoda z Godskitchen zaczęła się o godzinie 21 kiedy to za sterami sceny pojawił się Kanadyjczyk – Arnej. Ten bardzo utalentowany dj i producent stoi u progu światowej kariery.
Należy pochwalić pomysł sprowadzenia go na imprezę do naszego kraju. Arnej sięgnął po wypróbowane i przede wszystkim sprawdzone już w parkietowych bojach własne kawałki i remiksy. Usłyszeliśmy m.in. „Dust in the wind” i „Tommorow never comes” .
Set został bardzo pozytywnie odebrany przez publikę. Po Arneju wkroczył John Dahlback. Zagrał ku mojemu zaskoczeniu kawałek „Calvina Harrisa – Im not alone” w remiksie samego Tiesto. W jego wystąpieniu przeważały progresywne, plumkające house`owe dźwięki. Pół godziny przed północą nadeszła pora na faworyzowanego przez polskich klubowiczów Erica Prydza. To był trzeci występ Szweda w Polsce. Także i tym razem pokazał klasę. Sprawnie mieszał style, wyraźnie bawił się dźwiękiem – siejąc przy tym na hali niemały zamęt.
Mashup „Europy” z słynnym wokalem „Missing” jeszcze na długo wbił się w nasze głowy. Tak dotarliśmy do połowy imprezy. Tymczasem najlepsze było dopiero przed nami. Set Markusa Schulza z pewnością był bardzo wyjątkowy. Dokładnie w przyszły czwartek zostanie odegrany w ramach World Tour jego autorskiej audycji -Global DJ Broadcast. Grał energicznie, w secie zmieścił zarówno świeże dancefloor killery takie jak „Sander van Dien – Aurora”, „Rank1- L.E.D There Be Light” : ale także własne klasyki „Perfect” czy „Daydream”. Zdecydowane brawa dla Markusa. Mimo coraz większej sławy i zainteresowania jego osobą, on wciąż trzyma niebywale wysoki poziom i gra to co dyktuje mu serce.
Miłośnicy podkładania do pieca tej nocy nie mogli również czuć się zawiedzeni. Specjalnie dla nich agencja sprowadziła doświadczonego Mauro Picotto, który z siła ogromnego buldożera siał totalne spustoszenie. Tech-transowa mieszanka wybuchowa – tak określiłbym styl, którym raczył nas uszczęśliwiać. Następny w kolejce – Menno de Jong po włoskim bombardowaniu utrzymywał tendencję katowania pozostałych klubowiczów zgromadzonych na dancefloorze energicznymi produkcjami.
Oczywiście jak przystało na typowego transowca muzykę serwował z wyczuciem i tak zdarzały się momenty na chwilowy odpoczynek. Wciąż po głowie chodzi mi jego remiks do utworu „Alexa MORPHa – No Regret”.
Zostaw odpowiedź